Przeszczep szpiku bez transfuzji
Wszystko wskazuje na to, że taki zabieg przeprowadzono w Polsce po raz pierwszy. Zespół Kliniki Hematologii, Nowotworów Krwi i Transplantacji Szpiku USK stanął przed dużym wyzwaniem. Pacjent odmówił transfuzji ze względów religijnych.
Przeszczep to walka o życie. Idea jest prosta – chodzi o pokonanie choroby. Zwykle ten argument wystarcza. Problem pojawia się w momencie, gdy względy wyznaniowe uniemożliwiają zastosowanie najprostszej i najlepiej znanej z dostępnych metod. Przed takim właśnie wyzwaniem stanął zespół Kliniki Hematologii, Nowotworów Krwi i Transplantacji Szpiku Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego.
Pacjent – młody mężczyzna, świeżo upieczony ojciec, odmówił, ze względów religijnych, transfuzji krwi. Chorował na chłoniaka Hodgkina. Dolegliwość, która dotyka 2 do 3 osób na 100 tysięcy przypadków. Często są to osoby młode, między 20 a 30 rokiem życia. Większości pomaga zwykła chemioterapia. 20 procent wymaga autotransplantacji.
Ryzykowna decyzja
To był dobry kandydat, młody, w dobrej formie, bez dodatkowych komplikacji. A jednak dla lekarzy nie była to łatwa decyzja. – Pacjent był biologicznie silny, ale pozostawał dylemat moralny. Zwiększaliśmy ryzyko. Tyle, że w tym przypadku o standardowym sposobie leczenia nie mogło być mowy. Nasz pacjent był za to wyjątkowo otwarty na nowatorskie metody, dobrze się przygotował i był gotów podjąć to leczenie za granicą, jeśli odmówimy próby u nas – wyjaśnia prof. Tomasz Wróbel.

Kierownik Kliniki Hematologii, Nowotworów Krwi i Transplantacji Szpiku USK przyznaje, że zgoda była mimo wszystko trudna. – Nigdy nie wiemy jak pacjent zareaguje – podkreśla prof. Wróbel. Na czym polega procedura przy takim przeszczepie? Od pacjenta pobierane są komórki macierzyste, które są zamrażane. Następnie rozpoczyna się chemioterapia. Bardzo mocna, wyniszczająca. Po jej zakończeniu przetaczane są, pobrane wcześniej, komórki macierzyste. I tu pojawia się problem. W normalnej sytuacji lekarze stosują wówczas transfuzje krwi. Stary szpik został zniszczony, nowy jeszcze nie funkcjonuje – pacjent jest bardzo narażony i należy go w walce wesprzeć.
Pierwsi w Polsce?
Przeszczep odbył się w grudniu 2017 roku. Lekarze dobrze się do niego przygotowali. Przeanalizowali literaturę światową i znaleźli tam opisy kilku takich zabiegów. Wygląda na to, że w Polsce nikt go przed naszym ośrodkiem nie przeprowadził. – Zabieg odbył się bez powikłań, pacjent był w dobrej formie, podawaliśmy mu leki zwiększające produkcję czerwonych krwinek, dbaliśmy o poziom hemoglobiny – opowiada prof. Tomasz Wróbel. – Musieliśmy też bardzo uważnie obserwować odpowiadające za krzepnięcie płytki krwi – dodaje dr hab. Anna Czyż. I podkreśla, że najtrudniejsze było doprowadzenie do przełamania się samych lekarzy.

Pacjent ma prawo podejmować decyzje
- W medycynie nie ma gwarancji; nikt ich nie da, ale ten przeszczep pokazuje, że autotransplantacje mają szanse powodzenia. Ludzie nadal się ich boją – mówi prof. Tomasz Wróbel. W czasie komisji kwalifikacyjnych w klinice co tydzień trafia się 4 do 5 pacjentów, których klasyfikujemy do tych zabiegów. Proszę sobie wyobrazić, że wielu z nich rezygnuje. Nie chcą ryzykować, lęk jest paraliżujący.

Fot. Tomasz Walów
Ten przykład może to trochę zmienić – wyjaśnia kierownik kliniki. I dodaje, że zmienił on nieco podejście samych lekarzy. – Lubimy uważać, że mamy rację i wszystko wiemy lepiej. Tymczasem pacjenci mają swoje historie, oczekiwania, które musimy wziąć pod uwagę. To są dorośli ludzie, którzy mają prawo podejmowania decyzji o sobie. Nie chodzi o „leczenie na życzenie”, ale rzetelne przedstawiania wszystkich możliwości, objaśnianie ryzyka i potencjalnych korzyści i pozwolenie na uczestnictwo w tym procesie. Uczymy się tej relacji, gdy pacjent współdecyduje o leczeniu, biorąc na siebie odpowiedzialność za podjętą decyzję - podkreślał prof. Tomasz Wróbel.