Marzec 1968 na Akademii Medycznej we Wrocławiu

MARZEC 1968 NA AKADEMII MEDYCZNEJ WE WROCŁAWIU. (Wspomnienia naocznego świadka)
Krzysztof Wronecki

Charakterystyka autora artykułu z 19.12.1968 roku znajdująca się w aktach Komendy Wojewódzkiej MO: „ INSPIRATOR” – absolwent Wydziału Lekarskiego, przewodniczący Rady Uczelnianej ZSP. Jeden z najbardziej aktywnych członków organizujących wydarzenia marcowe na AM. Działał głównie z ukrycia przez osoby trzecie. Spowodował zaangażowanie do spraw strajkowych władz uczelnianych przez podstępne wprowadzenie ich na wiec do domu studenckiego. Rozpowszechniał negatywny pogląd o partii. Negatywnie skomentował wkroczenie wojsk Układu Warszawskiego do Czechosłowacji.
Marzec 1968 obrósł już bogatą literaturą. Wydarzenia we Wrocławiu opisał dokładnie były dyrektor wrocławskiego oddziału IPN prof. Włodzimierz Suleja w książce „Dolnośląski Marzec 1968. Anatomia protestu”. Wrocławskie strajki studenckie, które odbyły się na wszystkich uczelniach, były przede wszystkim manifestacją solidarności i odpowiedzią na brutalne potraktowanie przez organy bezpieczeństwa studentów Uniwersytetu Warszawskiego na początku marca.
Na Akademii Medycznej we Wrocławiu zbiegły się one z wyborami do Rady Uczelnianej Zrzeszenia Studentów Polskich. Zostałem wtedy wybrany na przewodniczącego Rady Uczelnianej ZSP. Objąłem tę funkcję po obecnym prof. Wojciechu Witkiewiczu, który został wtedy wiceprzewodniczącym Rady Okręgowej. Z tego też powodu, niejako z urzędu, uczestniczyłem we wszystkich rozmowach przywódców strajku z władzami uczelni. Do najaktywniejszych przywódców strajku należeli: Władysław Sidorowicz, zmarły przed 4 laty, późniejszy minister zdrowia w rządzie Jana Bieleckiego i senator dwóch kadencji, Ryszard Łopuch, znany wszystkim przez wiele działacz samorządowy Dolnośląskiej Izby Lekarskiej, obecnie na emeryturze, i Janusz Romaniszyn, pracujący później jako chirurg w Lądku-Zdroju, obecnie także emeryt.
12 marca odbyła się Uczelniana Konferencja Sprawozdawcza ZSP. Był to czwartek. Tego samego dnia wieczorem na dwóch największych uczelniach, czyli na Uniwersytecie i Politechnice, odbyły się wiece protestacyjne. W gmachu Politechniki zebrało się około 900 osób. Zgromadzeni po burzliwej dyskusji przyjęli rezolucję, w której protestowano przeciwko brutalnej przemocy w traktowaniu młodzieży jak zwykłych chuliganów i solidaryzowano się z młodzieżą uczelni warszawskich. Od prasy żądano rzetelnych informacji o zaistniałych wypadkach. Podjęto decyzję o strajku okupacyjnym.
Po wiecu na Politechnice studenci Akademii Medycznej zebrali się w świetlicy Domu Studenckiego „Bliźniak” przy ul. Wojciecha z Brudzewa. Zastanawialiśmy się, co robić. Na zebranie ze studentami poproszono władze uczelni. Przybyli urzędujący rektor prof. Tadeusz Baranowski, prorektor do spraw studenckich prof. Janusz Terpiłowski, sekretarz Komitetu Uczelnianego PZPR dr Wacław Banaszuk (był on wtedy kierownikiem Zakładu Filozofii na naszej uczelni). Student Wydziału Farmacji Tadeusz Pasikowski opowiedział o przebiegu wydarzeń 8 marca w Warszawie, których był ponoć naocznym świadkiem. Opowieść zrobiła na wszystkich, łącznie z władzami uczelni, wstrząsające wrażenie i w tej atmosferze rektor Baranowski wyraził zgodę na strajk i ogłosił godziny rektorskie na dni następne. Władze uczelni wróciły do rektoratu, a studenci nadal obradowali. Po jakimś czasie zatelefonował do mnie dr Banaszuk i powiedział, że rektor Baranowski odwołuje godziny rektorskie i poprosił o przekazanie tej wiadomości studentom. Wiadomość przekazałem, ale w ogólnym rozgardiaszu do mało kogo ona dotarła. Było to później jednym z głównych zarzutów przeciwko mnie. Zbliżała się północ, gdy na salę wpadł Wojciech Kwapiński (obecnie jeden z najlepszych chirurgów w Wiedniu) z okrzykiem: „Mam klucze do sali fizjologii, powiedziałem, że jest tam ważne zebranie partyjne. Idziemy strajkować!”. Przenieśliśmy się więc do sali Zakładu Fizjologii, gdzie spędziliśmy pierwszą noc strajkową. Było nas kilkadziesiąt osób, przede wszystkim mieszkańców akademików. Tam właśnie poznałem moją obecną żonę, która występowała wtedy w roli wróżącej z kart Cyganki. Około godziny trzeciej w nocy na sali pojawił się nagle Wojtek Kwapiński i powiedział, że właśnie został zwolniony po zatrzymaniu przez milicję. Należy dodać, że jako syn znanego wojskowego ginekologa był on wtedy posiadaczem własnego samochodu marki Fiat 500, a zatrzymany został podczas naklejania plakatu na budynku Zakładu Fizjologii. Jego ojciec po wydarzeniach marcowych został usunięty z wojska.
Następnego dnia przenieśliśmy się do sali Zakładu Anatomii Prawidłowej. Studentów zaczynało przybywać. Wydaje się, że w kulminacyjnym momencie znajdowało się w budynku około 600 osób. Zaczęliśmy się spontanicznie organizować. Przy wejściu na teren uczelni pojawiły się studenckie straże, a na murach hasła żądające prawdy. W pisaniu haseł zasłużył się mieszkający w pobliżu obecny prof. Marek Mędraś (wtedy student II roku). Przybiegł do mnie z propozycją hasła: „Krwi przelanej pełna czara, to zasługa M. Moczara”. Powiedziałem, że hasło jest dobre, ale należałoby wymyślić coś łagodniejszego. I chyba mnie posłuchał.
Prof. Jan Zarzycki, ówczesny kierownik Zakładu Histologii, udostępnił nam swój gabinet na siedzibę komitetu strajkowego. Wśród komitetu strajkowego brylowały studentki pierwszych lat studiów: Barbara Kostrzewa i Marzena Lenkiewicz. Obie miały potem duże kłopoty z władzami bezpieczeństwa i chyba nie skończyły studiów. Na sali wykładowej natomiast wrzało. Występowali na przemian różni mówcy z przeróżnymi propozycjami, z których większość spotykała się z gorącym aplauzem sali. Do najlepszych mówców należał Władek Sidorowicz, który jako jedyny orientował się nieco w genezie wydarzeń i miał bezpośrednie kontakty z ich uczestnikami w Warszawie. Tuż obok niego siedziała przez cały czas strajku późniejsza żona, która też należała do bardzo płomiennych mówców.
Ode mnie jako przewodniczącego ZSP żądano deklaracji, po której stronie stoi reprezentowane przeze mnie Zrzeszenie Studentów Polskich. Oświadczałem niezmiennie, że organizacja jest zawsze tam, gdzie jej członkowie, czyli popiera słuszne żądania studenckie. Spotykało się to z autentycznym aplauzem sali, a ja nabrałem wtedy pierwszych doświadczeń w publicznych wystąpieniach. Przekonałem się także, że doświadczony mówca może dość łatwo manipulować tłumem.
Przychodzili do nas nasi nauczyciele z wykładami; odwiedził wspomniany już prof. Jan Zarzycki z wykładem z histologii. Miał wtedy wykład jeszcze docent Jan Słowikowski, któremu to wystąpienie o kilka lat opóźniło przyznanie tytułu profesora. Pamiętam też wystąpienie znanego ginekologa Adama Barona, który miał bogatą przeszłość wojenną, a tuż po wojnie był adiutantem marszałka Roli-Żymierskiego. Namawiał nas do przerwania strajku i opuszczenia sali wykładowej. Straszono nas możliwością interwencją milicji, co nie było zupełnie gołosłowne. Milicjanci zatrzymali dwóch naszych kolegów stojących przed bramą i zapędzili się aż do wejścia do Zakładu Anatomii. Niezwykle godnie zachował się wtedy prof. Zarzycki, który był człowiekiem o potężnej posturze i stentorowym głosie. Po prostu wyrzucił milicjantów z budynku. Koledzy poi kilku godzinach wrócili przestraszeni i opowiadali o przygotowaniach milicji do pacyfikacji ognisk strajkowych.
Łącznikami z innymi strajkującymi uczelniami, przede wszystkim z Politechniką i Uniwersytetem, byli Ryszard Łopuch i Janusz Romaniszyn. Opowiadali nam niezwykle barwnie, co dzieje się na innych uczelniach, i podtrzymywali na duchu, zachęcając do wytrwałości. Zorganizowaliśmy transport obiadów ze stołówki „Pod Świnią”, wykorzystując do tego celu studentów obcokrajowców o ciemnym kolorze skóry, posiadaczy samochodów. Prof. Tadeusz Owiński, twórca wrocławskiej stomatologii, przesłał strajkującym olbrzymi kosz żywności, po strajku profesora wysłano na przedwczesną emeryturę.
Nadszedł późny wieczór. Około północy do Komitetu Uczelnianego PZPR, który mieścił się w budynku rektoratu, poproszono przywódców wiecu. W sposób zdecydowany namawiano nas, abyśmy przerwali strajk. Obiecano podstawienie autokarów i rozwiezienie studentów do akademików. Pamiętam, że po wyjściu z budynku dyskutowaliśmy na ławce w pobliżu Kliniki Kardiochirurgii, co robić dalej. Władek Sidorowicz namawiał do wyjścia na ulicę, gdzie mieli nas poprzeć wrocławscy robotnicy, ja natomiast starałem się namówić do zachowania umiaru i pozostania w murach uczelni. Kolejną noc spędziliśmy w budynku Zakładu Anatomii i Histologii. Drzwi zabarykadowaliśmy potężnym drągiem. Tak dotrwaliśmy do rana.
Była sobota. Odwiedziło nas kilku profesorów z wykładami i około południa w naturalny sposób strajk się zakończył. Najbardziej poszkodowanym ze studentów Akademii Medycznej był Władysław Sidorowicz, który został zatrzymany i prawie pół roku spędził w areszcie, a potem otrzymał wyrok w zawieszeniu. Relegowano go też z uczelni. Studia ukończył dopiero trzy lata później w Łodzi. Zatrzymano i przesłuchiwano też Ryszarda Łopucha i Janusza Romaniszyna. Na uczelni nie przeprowadzono wielkich czystek, co było zasługą rektora Baranowskiego. Natomiast on sam, mimo że był członkiem partii, stracił stanowisko.
Wydarzenia marcowe we Wrocławiu w moim odczuciu były autentycznym i spontanicznym aktem solidarności ze studentami Warszawy. Strajki zorganizowane na uczelniach były sprzeciwem wobec brutalności milicji, braku demokracji i jawności życia publicznego. Dla wielu uczestników były pierwszą lekcją działalności politycznej, a dla niektórych stanowiły asumpt do dalszej politycznej kariery.