Back to homepage
News | 29.11.2017

Dziur w ścianach nie zakleimy plastrem

DZIUR W ŚCIANACH NIE ZAKLEIMY PLASTREM

Katarzyna Szulik
 
lek. Marcin Lewicki (fot. Tomasz Walów)

– Nie mamy moralnego obowiązku trzymania całego systemu na własnych barkach, jak zdają się uważać rządzący. System ochrony zdrowia jest w ruinie i teraz należy zrobić wszystko, żeby się z niej podnieść – mówi lek. Marcin Lewicki, rezydent z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego oraz koordynator głodowego protestu rezydentów we Wrocławiu.

Jak wyglądał protest głodowy rezydentów w szpitalu na Borowskiej?

Marcin Lewicki: Przez 9 dni jego trwania udział w głodówce wzięło w sumie 14 osób. Najdłużej głodowała Ania, która jest żoną rezydenta. W tym czasie spotkaliśmy się z ogromną przychylnością ze strony pacjentów – oni naprawdę widzą potrzebę zmian i popierają to, co robimy. Przynosili nam listy poparcia, które mogli wkładać do przygotowanej przez nas skrzynki z myślą o przesłaniu ich ministrowi zdrowia. Stworzyliśmy też obywatelski projekt ustawy o zwiększeniu finansowania ochrony zdrowia do 6,8 proc. PKB, pod którym w niedługim czasie udało nam się zebrać 5 tysięcy podpisów w samym Wrocławiu.

Czemu walczycie akurat o finansowanie na poziomie 6,8 proc, z czego wzięła się ta liczba?

Jest to minimalna wartość sugerowana dla państw OECD przez Światową Organizację Zdrowia. Tylko przy finansowaniu na takim poziomie można mówić, że bezpieczeństwo kraju pod względem ochrony zdrowia jest zapewnione. Mówimy tu oczywiście o finansowaniu publicznym, które należy wyraźnie oddzielić od prywatnego. Obecnie w Polsce finansowanie publiczne znajduje się na poziomie 4,7 proc. PKB, natomiast prywatne stanowi około 2 proc. Zwiększenie tych środków to nasz najważniejszy postulat, który wiąże się z innymi, czyli przede wszystkim zmniejszeniem kolejek i poprawą jakości kształcenia. Wszystko tak naprawdę sprowadza się do zwiększenia zatrudnienia lekarzy w ochronie zdrowia.

Rząd wystosował kontrpropozycję zwiększenia finansowania, do 6 proc. PKB w 2025 roku. Dlaczego tego nie zaakceptowaliście?

Ponieważ to jest wzrost rozłożony na zbyt wiele lat i zbyt niski. Być może, gdyby rząd zaproponował 6,8 lub 7 proc. PKB w tym czasie, moglibyśmy na to przystać. Ta propozycja wydaje się próbą zamknięcia nam ust na zasadzie „przecież obiecaliśmy zwiększenie finansowania, więc nie macie już po co protestować”. Poza tym podejmowanie takich decyzji w imieniu kolejnych kadencji parlamentu byłoby jak darowanie Niderlandów przez Zagłobę. Koniec z zaklejaniem plastrem dziur w ścianach.

Gestem życzliwości w pierwszej chwili wydawały się również obietnice podwyżek dla rezydentów wybranych specjalizacji.

Ale to nie jest ges życzliwości, tylko próba wewnętrznego skłócenia środowiska. I to nie tylko samych rezydentów, bo zgodnie z tą propozycją, lekarz rezydent na chirurgii ogólnej dostanie wyższą podstawę niż specjalista, który go szkoli. Z kolei nowy rezydent na tej samej chirurgii będzie zarabiać więcej niż jego kolega po kilku latach szkolenia. Znów więc mamy paradoksalną sytuację, w której osoba z mniejszym doświadczeniem dostaje wyższą pensję. Poza tym powstaje pytanie: czy minister chce to wprowadzić w charakterze, w jakim zapowiadał, czyli w formie stypendiów, czy też jako faktyczne, zapisane w przepisach zwiększenie podstawy.

Strajk głodowy się zakończył, ale protest trwa. Jego kolejnym wyrazem jest wypowiadanie klauzul opt-out.

Ten pomysł w zasadzie podsunął nam minister zdrowia. Przed dwoma miesiącami w jednej z wypowiedzi stwierdził, że każdy lekarz w swoim sumieniu powinien sam odpowiedzieć sobie na pytanie, ile czasu może pracować, żeby nie czuł się zmęczony. W tym kontekście pojawił się pomysł wypowiadania klauzul opt-out, które w założeniu miały być rozwiązaniem tymczasowym, wprowadzonym przez Unię Europejską w celu realnego oszacowania czasu pracy lekarzy. Doszło to tego w 2008 roku, przy czym klauzule miały obowiązywać maksymalnie przez trzy lata, by w tym czasie pokazać ile osób w ochronie zdrowia pracuje ponad wyznaczone 48 godzin tygodniowo.

W teorii podpisanie klauzuli jest dobrowolne. A w praktyce?

Teoretycznie za odmowę jej podpisania nie powinny grozić żadne konsekwencje, jednak rzeczywistość jest taka, że w szpitalach cały czas brakuje rąk do pracy, co rodzi pewien przymus. Lekarz wyrażający zgodę na podpisanie tej klauzuli godzi się na pracę ponad wymiar etatu, ale tak naprawdę bez górnej granicy. W praktyce może to więc być 50 godzin, ale też 60 i więcej. Chodzi o zwiększenie równoważników etatu bez zatrudniania dodatkowych osób, więc w zasadzie wszystko sprowadza się do oszczędności.

Ta sytuacja może odbić się na pacjentach. Nie boicie się, że przestaną Was popierać?

Jest takie ryzyko, ale nie chcemy do tego dopuścić. Liczymy na to, że w ciągu najbliższego miesiąca, w obliczu dużej skali wypowiedzeń, ktoś siądzie z nami do naprawdę konstruktywnych rozmów. Gdy w Czechach podczas strajku lekarzy wypowiedzenia złożyło 2/3 specjalistów, chęci do dialogu powróciły w ciągu zaledwie kilku dni. Podobna sytuacja była w Rumunii. Tam około połowa lekarzy po prostu wyjechała z kraju, a druga połowa stwierdziła, że nie ma siły na dalsze podtrzymywanie systemu na własnych barkach, i wydarzyło się to samo. Strona rządowa postawiona pod ścianą reaguje bardzo szybko.

Całość rozmowy dostępna jest w najnowszym, listopadowym wydaniu "Gazety Uczelnianej".

Authored by: Administrator Administrator Creation date: 29.11.2017 Update authored by: Administrator Administrator Update date: 29.11.2017