



Dobry lekarz leczy chorobę, wspaniały człowieka
Rośnie liczba mieszkańców Polski po 60 roku życia. W 2023 r. stanowili nieco ponad 26 proc. ludności, a według prognoz ministra ds. polityki senioralnej do 2026 r. ich odsetek zwiększy się do 40 proc. Im starszy człowiek, tym większe prawdopodobieństwo wielochorobowości. W Światowy Dzień Chorego rozmawiamy z prof. Małgorzatą Sobieszczańską, kierownik Katedry i Kliniki Geriatrii i Chorób Wewnętrznych Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu, przewodniczącą dolnośląskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Gerontologicznego.
Zacznijmy od wyjaśnienia, czym różni się geriatria od gerontologii?
Gerontologia to interdyscyplinarny zespół wielu nauk, które dotyczą różnych aspektów starzenia oraz problemów seniorów. Geriatria jest jej drobnym wycinkiem i zajmuje się schorzeniami, które dotykają starszych ludzi.
Czyli gerontolog bada zjawisko, a geriatra zajmuje się leczeniem?
Nie do końca, bo jak zawsze podkreślam w czasie zajęć ze studentami, geriatria, jak i inne specjalności lekarskie, to cztery nierozerwalne ogniwa. Pierwszym jest prewencja, czyli profilaktyka, potem diagnostyka, następie wspomniane leczenie, czyli terapia, a na końcu, choć wcale nie najmniej ważna, rehabilitacja.
Skoro znamy już definicje, proszę powiedzieć, jak ocenia Pani stan polskiej geriatrii?
Trudno, niestety, być zadowolonym ze stanu polskiej geriatrii, o czym mówiłam podczas Wrocławskich Dni Gerontologii, które jesienią współorganizowała nasza uczelnia. Myślę, że najlepiej zobrazują to liczby. Według wytycznych europejskich powinniśmy mieć około trzech tysięcy czynnych specjalistów geriatrii, a mamy zaledwie sześciuset, czyli pięć razy mniej. Na Dolnym Śląsku powinno być 390 łóżek geriatrycznych, a jest tylko nieco ponad 50. Inna znacząca liczba dotyczy specjalizacji z geriatrii – w całej Polsce na 190 miejsc było tylko szesnaście chętnych osób.
Dramatycznie brakuje pielęgniarek geriatrycznych. Mamy też za mało poradni geriatrycznych, które mogłyby zapobiec hospitalizacjom, oceniać czy pacjent rzeczywiście musi trafić do szpitala, ale też realizować opiekę poszpitalną. Dlatego bardzo się cieszę, ze w naszym Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym ma niedługo powstać taka poradnia, czekamy na zgodę NFZ-u.
Brak łózek i brak personelu to największe problemy?
Dodajmy, że w całej Polsce oddziały geriatryczne nie są dochodowe. Przyjmując starszych pacjentów musimy zrobić szereg badań, przeprowadzić wiele konsultacji, bo tego wymaga ich wielochorobowość. Jeśli pacjent ma wiele dolegliwości, nieetyczne byłoby skupianie się tylko na jednej, choć wtedy hospitalizacja byłaby krótsza i tańsza. Całościowa Ocena Geriatryczna, obowiązkowa na naszym oddziale, która identyfikuje starsze osoby zagrożone wielkimi zespołami geriatrycznymi, trwa około dwóch godzin. Zdarza się też, że w trakcie hospitalizacji pacjenci „łapią” infekcje czy zakażenia wewnątrzszpitalne, więc ich pobyty się przedłużają.
Kolejny problem to brak miejsc przejściowych, rehabilitacyjnych, przejmujących pacjentów jeszcze niesamodzielnych, ale już po zakończonej terapii szpitalnej oraz miejsc w ośrodkach opiekuńczo-leczniczych. Seniorom zostaje więc albo często przedłużany zbędnie pobyt w szpital, albo dom bez zapewnionej właściwej opieki i oczekiwanie na miejsce w instytucji opieki długoterminowej.
Skąd tak małe zainteresowanie geriatrią, skoro społeczeństwo starzeje się i wiemy, że jest oraz będzie zapotrzebowanie na specjalistów?
To nie jest łatwa specjalizacja. Nazywam ją "interną plus", przy czym już sama interna jest niezwykle obszerna, a należy dodać do tego wiedzę choćby z zakresu neurologii czy psychiatrii. Poza tym geriatria wiąże się ze wspomnianą wielochorobowością – ponad 70 proc. pacjentów w wieku 60-70 lat ma zwykle więcej, niż dwa schorzenia, a później dochodzą kolejne, natomiast NFZ rozlicza tylko konkretną jednostkową chorobę.
My, geriatrzy, musimy patrzeć na chorego holistycznie, analizować wszystkie aspekty jego życia: czy ma w domu wsparcie i opiekę, ma z kim wyjść na spacer, czy nie brakuje mu pieniędzy na leki, jaki jest jego stan psychiczny, czy nie ma początków zmian otępiennych, czy nie jest narażony na ryzyko upadków. Mieliśmy np. pacjenta z poważną niedowagą i anemią, podejrzewaliśmy nowotwór, a jak się okazało, jego żona zmarła, a jedyne co umiał przygotować na obiad, to naleśniki. Jadł więc latami tylko te naleśniki, żadnego mięsa, owoców, warzyw, więc dieta była zupełnie niezbilansowana.
Wyobraźmy więc sobie lekarza, który np. w POZ powinien przeznaczać kwadrans na pacjenta, a przychodzi do niego senior z segregatorem wypełnionym swoją dokumentacją medyczną oraz reklamówką przyjmowanych leków i suplementów. Wszystkie one wchodzą ze sobą w interakcje i już mamy problem, zwany polipragmazją lub jej rezultat – zespół jatrogenny, nowe schorzenie wywołane nadmiarem leków. Taki stan wymaga analizy i interwencji, a lekarzom zwyczajnie brakuje czasu, aby kompleksowo zająć się takim skomplikowanym pacjentem.
Praca z seniorami wymaga też konkretnych predyspozycji…
Przede wszystkim ogromnej empatii i cierpliwości. To niezbędne cechy, zajmujemy się przecież osobami, które mają problem ze słuchem, niedowidzą czy mają zaburzenia otępienne lub depresję.
Przy naszej uczelni działa Uniwersytet Trzeciego Wieku (UTW). Miło patrzeć na jego słuchaczy, jak organizują sobie czas w tzw. jesieni życia. Domyślam się jednak, że to niewielki procent…
We Wrocławiu dużo się dzieje, jeśli chodzi o aktywizację seniorów, ale nie każdy ma możliwości czy siłę, aby spędzać tak czas. W większości z oferty korzystają kobiety, które żyją dłużej od mężczyzn i z natury są bardziej otwarte na ludzi. A kontakty z otoczeniem i relacje międzyludzkie są niezwykle ważne dla jakości zdrowia i życia. Motywują do aktywności umysłowej, fizycznej i zapobiegają izolacji. Senior, który udziela się na przykład w UTW, jest zmobilizowany, żeby wyjść z domu i zadbać o siebie. Taka socjalizacja jest bardzo ważna.
Z drugiej strony mamy wiele osób, które decydują się zostać w domu. Powodem może być to, że już niedosłyszą czy niedowidzą, mogą mieć pierwsze zmiany otępienne czy problemy z chodzeniem. Wstydzą się tego, że ich percepcja oraz ciało jest coraz słabsze i zaszywają się w czterech ścianach.
I to właśnie oni, odizolowani seniorzy, choć nie są widoczni, są największym wyzwaniem. Co Pani zadaniem jest potrzebne, aby poprawić ich sytuację?
Doskonały był pomysł utworzenia centrów 75 plus. Zatrudnieni w nich koordynatorzy i członkowie domowych zespołów opieki współpracowaliby z lekarzami podstawowej opieki zdrowotnej, pracownikami socjalnymi i domami opieki. Niestety nie udało się ich stworzyć, zabrakło specjalistycznej kadry, a Ministerstwu Zdrowia pieniędzy.
Na jednej z konferencji menedżerów opieki senioralnej, w której niedawno uczestniczyłam, była mowa o wprowadzeniu kierunku studiów opieka senioralna. Doskonały pomysł, mam nadzieję, że będzie zrealizowany. Może zwiększenie liczby profesjonalnych pracowników przyczyniłoby się do lepszej opieki domowej, odciążenia rodziny seniora oraz powstania większej liczby dziennych domów opieki? One są bardzo potrzebne naszej starzejącej się populacji. Seniorzy mogą w nich liczyć nie tylko na opiekę, ale też posiłki, terapie zajęciowe, aktywizację oraz wsparcie. Najgorsze bowiem co się może zdarzyć, to samotna, starsza osoba, która spędza czas, siedząc przed telewizorem, czasem nawet nie wiedząc, jaki program ogląda. Stąd już krótka droga do pogorszenia zdrowia fizycznego (brak ruchu, to zanik mięśni) i psychicznego, czyli depresji, która jest niestety bardzo częsta u seniorów.
Lubi Pani pracować z seniorami?
Bardzo. Bywają trudni, ale to się zdarza w każdej grupie wiekowej, natomiast starsze osoby są bardzo wdzięczne. Widzę ile dla większości z nich znaczy rozmowa, poświęcona uwaga, uścisk dłoni czy uśmiech. Mają w sobie ogromną życiową mądrość oraz bagaż doświadczeń. Kontakt z nimi uczy pokory, mocno uświadamia, jak szybko z młodych i silnych stajemy się schorowani czy niedołężni. Należy o tym przypominać studentom i młodym lekarzom, bo wielu ich pacjentów będą stanowić właśnie osoby w podeszłym wieku. Warto zatem znać specyfikę starszego organizmu i umieć podchodzić do tych chorych w sposób holistyczny, a nie tylko skupiać się na przynależnym danej, często wąskiej specjalności, jednym narządzie organizmu. Przytoczę tu mądre słowa słynnego lekarza sir Williama Oslera: "Dobry lekarz leczy chorobę, a wspaniały lekarz człowieka cierpiącego na chorobę".
Fot. Tomasz Walów