Wróć do strony głównej
Aktualności | 23.04.2021

Publikacja miodem płynąca

Publikacja miodem płynąca - rozmowa z dr. hab. Piotrem Kusiem

Publikacje za 200 punktów to nowy cykl, w którym prezentować będziemy tegoroczne, najwyżej punktowane prace naszych naukowców. Na początek o swoich odkryciach dotyczących miodu opowie dr hab. Piotr Kuś – dyscyplina nauki farmaceutyczne.

„LC-QqQ-MS/MS methodology for determination of purine and pyrimidine derivatives in unifloral honeys and application of chemometrics for their classification” to artykuł dr. hab. Piotra Kusia, pracownika Katedry i Zakładu Farmakognozji i Leku Roślinnego. Publikacja poświęcona ocenie zawartości pochodnych purynowych i pirymidynowych w różnych odmianach miodu oraz klasyfikacji miodów znalazła się w czasopiśmie Food Chemistry w bieżącym roku otrzymując 200 punktów ministerialnych dla dyscypliny i dla autora.

Pola Janus

dr hab. Piotr Kuś
 
Katedra i Zakład Farmakognozji i Leku Roślinnego zajmuje się badaniami dotyczącymi substancji pochodzenia naturalnego. To tam narodził się pomysł na publikację dotyczącą miodu?


Zawsze ciekawiły mnie rośliny, ich właściwości, zastosowanie lecznicze. Zaczęło się od studiów na farmacji, w trakcie których trafiłem do koła naukowego, gdzie mogłem pogłębiać swoją pasję. W życiu cały czas stosujemy substancje i przetwory roślinne. Ostatnimi czasy zyskują one znów na popularności zarówno w postaci preparatów zawierających ekstrakty jak i herbat ziołowych. Oczywiście, nie wszystkie problemy zdrowotne da się rozwiązać substancjami roślinnymi, ale jest wiele skutecznych preparatów opartych na wyizolowanych naturalnych substancjach chemicznych oraz leków syntetycznych, które zostały opracowane na podstawie związków występujących w przyrodzie. Natomiast zainteresowanie miodami zaczęło się w trakcie prowadzenia badań do mojego doktoratu. Taki był też jego temat i już wtedy rozpocząłem swoje badania w ramach których pojawiło się później opisywane zagadnienie. Moja publikacja jest więc konsekwencją badań rozpoczętych już około 10 lat temu. 

Ale dlaczego akurat miód?

Miód jest jednym z najstarszych produktów żywnościowych i leczniczych. Nawet człowiek pierwotny miał do niego dostęp i znajdował dla niego zastosowanie – chociażby w celu leczenia ran. Niektóre odmiany miodów obecnie również zyskują na popularności: są składnikami kosmetyków, suplementów i wyrobów medycznych. Poza tym, miód jest dość specyficzną, a jednocześnie bardzo zróżnicowaną i nadal nie w pełni zbadaną substancją pochodzącą z wielu różnych roślin.

Praca poświęcona jest jednak nie zastosowaniu miodu, a składnikom w nim zawartych

Kiedy zacząłem się zagłębiać w temat miodów cały czas pojawiały się nowe wątki. Zazwyczaj ciężko zaplanować co tak naprawdę odkryjemy i jaki będzie rezultat naszych badań. Tak też było z moją publikacją. Ciekawość doprowadziła mnie do tego, że znalazłem w miodach grupę związków, o której wcześniej praktycznie nie pisano – to m.in. nukleozydy i ich pochodne. To o tyle interesujące, że ostatnimi czasy w wielu innych badaniach wskazywano, że niektóre z tych związków (znanych najczęściej jako elementy budulcowe kwasów nukleinowych oraz koenzymów) w wolnej postaci i w odpowiednich dawkach mogą mieć potencjał leczniczy.

Badania były więc satysfakcjonujące, a sama publikacja?

Publikacja jest potwierdzeniem tego, że to co się robi ma sens i zostało uznane również za wartościowe przez innych, doświadczonych naukowców z całego świata. To też ważne, bo z naszych badań może później skorzystać kolejna osoba. Wiadomo – każdy marzy o tym, żeby odkryć czy wynaleźć coś przełomowego – np. lek na raka albo obecnie na Covid-19, ale to nie jest takie proste. Każdy mały kroczek to poznawanie otaczającego nas świata. Nie musi być milowy. To co wiemy teraz to wiedza, która była zdobywana przez lata. Dzisiaj taki nasz drobny kamyczek może w przyszłości okazać się czymś przełomowym choćby w innej dziedzinie albo będzie miał zastosowanie praktyczne. To przyczynek do rozwijania wiedzy w różnych obszarach.

A jak ocenić czy pomysł, badania są warte 200 punktów?

Przede wszystkim należy zweryfikować czy mamy do zaproponowania jakąś nowość i docenić również małe odkrycia oraz uwierzyć w ich sens i wartość. Trzeba czasami się wbić w niszę, trafić swoim tematem w obszar zainteresowań odpowiedniego czasopisma oraz przekonać recenzentów i redaktora. Trzeba być więc samemu przekonanym. Drugą rzeczą jest to, że warto zorientować się jakie są wymagania w danych czasopismach. Liczą się: odpowiednie metody i technika, zastosowanie odpowiedniego sprzętu, poprawna weryfikacja (walidacja) metody, liczebność próbek etc. To też zależy oczywiście od dziedziny, ale wymagania są coraz wyższe i tutaj niezbędną pomocą jest nowoczesna aparatura laboratoryjna. Istotna jest także poprawność językowa. Praca musi być bezbłędnie i klarownie napisana, w sposób zrozumiały dla dość szerokiego grona odbiorców, z jasnym przekazem – dlaczego to robimy i co jest w tym nowego, jakie to ma znaczenie. Recenzenci nie muszą być przecież z naszej wąskiej dziedziny.
W przypadku tak wysoko punktowanych czasopism, oprócz nowości, odpowiedniej ilości materiału badanego i poprawności metodologicznej, ważne jest też atrakcyjne opracowanie wyników. Coraz częściej konieczne są opracowania interdyscyplinarne, wielowątkowe, we współpracy zespołowej w ramach różnych katedr, uczelni czy między różnymi jednostkami. W przypadku wspomnianej publikacji, wstępne badania zrealizowałem w Pracowni Analizy Elementarnej i Badań Strukturalnych (PAEBS) na Wydziale Farmaceutycznym. Dzięki dostępowi do wysokorozdzielczego spektrometru mas, dokonałem wstępnego odkrycia wspomnianej nowości, co umożliwiło dalszą realizację badań we współpracy z zewnętrznym laboratorium (na aparacie/systemie, którego nie ma na Wydziale Farmaceutycznym, ale jest bardziej adekwatne do pomiarów ilościowych). Miałem już zebraną kolekcję próbek i temat, a współautor wstępnie opracowaną metodę analityczną. Tu kolejne spostrzeżenie – warto odkrywać potencjał w nowych tematach rodzących się ze wcześniejszych badań i nawiązywać współpracę z osobami, które już mają doświadczenie i biegłość w tym czego nam brakuje. Takie badania przebiegają o wiele sprawniej. Od rozpoczęcia pomiarów, analizy, opracowanie, pisanie i proces publikacyjny trwały więc już tylko 13 miesięcy, a od wysłania pracy do jej zaakceptowania minęło 5 miesięcy. Mówię „tylko”, bo czasami w wysoko punktowanych czasopismach ten proces jest nawet dłuższy, praca może być też odrzucona w kilku kolejnych periodykach. Najgorzej jest jeśli uważamy naszą pracę za dobrą, ale nie znajduje ona uznania u recenzentów i redaktora. Może to wynikać z mankamentów pracy, ale też z braku wiedzy i uprzedzeń recenzentów. Takie przypadki też miałem i wtedy merytorycznie, korespondencyjnie walczyłem o publikację. W innych przypadkach trzeba było szukać innego czasopisma, a że każdy wydawca ma inne wymagania, więc czasem jest to walka z ciągłymi przeróbkami stylu cytowań i struktury artykułu.

Warto walczyć?

Tak, lepiej jest mieć jedną dobrą publikację niż kilka nisko punktowanych. Te korzyści są zarówno większe dla uczelni, ale też można zrobić badanie bardziej kompleksowe, porządne, postawić na jakość a nie ilość. Buduje się też prestiż: swój i uczelni. To również satysfakcja, że w tak obleganym czasopiśmie uda się opublikować własną pracę. Nowe zasady ewaluacji uwypukliły zarówno potrzebę skupienia się bardziej na jakości publikacji niż ich ilości, a także by każdy pracownik naukowy dobrze publikował ale musi mieć do tego odpowiednie warunki. 

Publikacja „LC-QqQ-MS/MS methodology for determination of purine and pyrimidine derivatives in unifloral honeys and application of chemometrics for their classification” po pomiarach i analizie trwała 13 miesięcy. W tym ponad pół roku, w trakcie którego Pan opracowywał i interpretował dane, pisał. To ta nudniejsza część całego procesu?

Wyniki trzeba również opracować i zinterpretować, przygotować tabele i ilustracje. Właściwie wyniki są właśnie najciekawsze, natomiast samo pisanie i redagowanie pracy już mniej. Zdarzają się gorsze momenty, kiedy człowiekowi nie idzie albo musi się skupić na pilniejszych sprawach dydaktycznych lub organizacyjnych. Tak to jest z pisaniem, że potrzeba dłuższej chwili skupienia, spokoju i weny – często taki czas można wygospodarować dopiero w nocy. Natomiast im bardziej człowiek się zmusza, stresuje, tym gorzej mu wychodzi. Ważna jest jednak motywacja i samodyscyplina. Jest to praca w dużej mierze twórcza, chociaż mi osobiście jest zdecydowanie łatwiej pisać tekst naukowy niż esej.

Da się pogodzić pisanie publikacji z czasem na wypoczynek, życie prywatne?

Myślę, że jest to bardzo istotne by znaleźć taką równowagę. Często nowe pomysły i inspiracje pojawiają się właśnie w czasie wolnym, podczas relaksu i spotkań z ludźmi. Zresztą korporacje opierające się na pracy twórczej już dawno odkryły, że atmosfera relaksu, elastyczność pracy, dobrostan pracownika i pogodzenie życia prywatnego z zawodowym bardzo procentuje. Oczywiście naukowiec poniekąd cały czas myśli o swojej pracy, więc często pomysły pojawiają się nagle i w różnych momentach. Nie da się tego oddzielić, ale to jest właśnie ten kierunek w którym powinniśmy iść, żeby pogodzić pisanie pracy z naszymi innymi zainteresowaniami, obowiązkami, wypoczynkiem, a nie zajmować się tym ich kosztem. To pobudza kreatywność i myślę, że wypoczynek i udane życie prywatne ma pozytywny wpływ na naszą pracę. W pogodzeniu tych światów niewątpliwie pomaga też korzystanie z nowych zdobyczy techniki – nowoczesnych sprzętów laboratoryjnych, oprogramowania, które pozwala pracować efektywniej, nadążać za rosnącymi wymaganiami czasopism, konkurować z innymi ośrodkami, nawiązywać wartościowe współprace.
 
Autor: Administrator Administrator Data utworzenia: 23.04.2021 Autor edycji: Administrator Administrator Data edycji: 23.04.2021