Wróć do strony głównej
Aktualności | 16.11.2018

Żartogotowi i żartoodporni

Żartogotowi i żartoodporni

Katarzyna Szulik

dr Maria Kmita (fot. Tomasz Walów)

Skoro śmiech to zdrowie, zwłaszcza lekarze powinni wiedzieć o nim jak najwięcej. Studenci medycyny naszej uczelni mogą poznawać jego tajniki (na serio i z przymrużeniem oka) podczas zajęć ze śmiechoterapii, prowadzonych przez dyplomowaną humorolożkę dr Marię Kmitę, na co dzień związaną ze Studium Języków Obcych.

Wprawdzie ma w nazwie terapię, ale taki fakultet jest chyba najbardziej nietypowy ze wszystkich na naszej uczelni. Jak to się stało, że śmiechoterapia dołączyła do planu zajęć studentów medycyny?

Fakultet Śmiechoterapia powstał w październiku 2017 roku i jest adresowany do studentów I, II i III roku kierunku lekarskiego, również English Division. Już w semestrze zimowym były cztery grupy polskie i dwie ED, więc w pierwszym roku ich trwania zajęcia ukończyło w sumie 210 osób. Śmiechoterapią na uczelni zajmuję się dodatkowo, a na co dzień uczę medycznego języka angielskiego. W czasie wolnym od zajęć prowadzę badania nad humorem i warsztaty z tego zakresu dla chętnych. Jestem zawodowym humorologiem z doktoratem w tej dziedzinie, który zrobiłam na uczelni w Wielkiej Brytanii. Po powrocie zaczęłam pracę na uczelni, a ponieważ staram się wplatać sporo humoru również do zajęć językowych ze studentami, pomyślałam, że fakultet poświęcony śmiechoterapii byłby ciekawym pomysłem.

Myśląc o takich zajęciach mam przed oczami grupę studentów tarzających się po podłodze w spazmach śmiechu, ale zakładam, że rzeczywistość wygląda nieco inaczej.

Moje zajęcia łączą naukę na temat humoru i praktykowanie go, głównie w celu pozbycia się zahamowań czy wstydu. Z jednej strony więc uczymy się o teoriach i funkcjach humoru, a z drugiej np. gramy w miniaturowego ping-ponga czy maksi badmintona, albo ubieramy dmuchane stroje sumo - w tym roku na zajęciach pojawi się trampolina. Mówię „my”, bo ja też w tym uczestniczę i staram się pokazywać studentom, że nie ma absolutnie nic złego w robieniu z siebie głupka, bo to pozwala się otworzyć się i nabrać dystansu. A ponieważ mowa o przyszłych lekarzach, na zajęciach poruszamy też zagadnienia medyczne, przykładowo omawiając choroby wywołujące patologiczny śmiech. Robimy też pomiary ciśnienia przy oglądaniu komedii czy skeczów, żeby sprawdzić fizjologiczną reakcję na humor.

Dla studentów takie zajęcia są pewnie wymarzoną okazją do oderwania się od książkowej codzienności.

Biorąc pod uwagę, że studenci nie mają obowiązkowych zajęć z WF-u, to rzeczywiście chyba jedyna okazja do tego, żeby się „wyżyć” i po prostu spędzić czas aktywnie, a nie siedząc w sali wykładowej. Zauważyłam, że gdy zajęcia są typowo warsztatowe, a więc polegające głównie na różnego typu grach, studenci dosłownie rwą się do zabawy. Mają ogromną potrzebę ruchu i choć przez chwilę robienia czegoś, co nie jest związane ze słuchaniem, pisaniem i zapamiętywaniem. Staram się im urozmaicać czas nie tylko gotowymi grami, ale też tymi, które wymyślam samodzielnie, często z medycznym motywem przewodnim. Robimy na przykład „bieliznę na NFZ” z rękawic lateksowych i maseczek chirurgicznych. Wiele aktywności nawiązuje do dziecięcego poczucia humoru, które często ma związek z czynnościami fizjologicznymi, dlatego robimy korale z papieru toaletowego na czas albo studenci rywalizują o to, kto szybciej zapełni rolkami gigantyczne, barchanowe gacie (które nota bene dostałam od babci niespecjalnie znającej się na rozmiarach). W tym sensie te zajęcia to nie tylko sposób na rozerwanie się, zmierzenie z własnym wstydem lub po prostu urozmaicenie czasu aktywnością, ale też trening kreatywności, którzy przydaje się każdemu.

A na czym polega zaliczenie takiego przedmiotu? Trzeba zainscenizować skecz, wymyślić żart, który wszystkich rozśmieszy?

Jak na zajęcia na studiach przystało, studenci przygotowują prezentacje, w których zazwyczaj analizują skecze, memy czy żarty śmiesznych dla nich samych. Wiele z nich to filmy z internetu, które w młodzieżowym środowisku są dziś kopalną wiralowego humoru.

Wspomniała Pani, że w zajęciach uczestniczą też studenci English Division – trudno prowadzić zajęcia dla ludzi wielu narodowości, często postrzegających humor bardzo różnie?

Z myślą o nich musiałam mocno zmodyfikować program, to prawda. Wprawdzie wszyscy poruszamy się w angielskim obszarze językowym, ale Polacy łatwiej łapią konteksty żartów anglojęzycznych, niż obcokrajowcy żartów polskich. Nie bez powodu chociażby dubbing filmów animowanych jest dostosowywany do realiów danego kraju właśnie w warstwie humorystycznej – Shrek jest tu świetnym przykładem. Zajęcia ze studentami ED to w dużej części właśnie dyskusja, co tworzy humor danej nacji i jakie żarty mogą być tematem tabu, a ich doświadczenia są naprawdę przeróżne. Specyficzna grupą uczestników są oczywiście studenci polskiego pochodzenia, którzy wprawdzie posługują się naszym językiem, ale większość życia spędzili w innym kraju, co też stawia ich w nietypowej sytuacji z punktu widzenia postrzegania humoru.

Czy są żarty, przy których kraj pochodzenia nie gra roli?

Są pewne uniwersalne kategorie żartów, które, choć lekko zmodyfikowane w zależności od kraju, de facto wypływają z tego samego założenia. Do tej grupy można zaliczyć np. żarty o blondynkach, ale też z kategorii „Polak, Rusek i Niemiec”. Każdy kraj ma swój stereotypowy zestaw sąsiadów, przykładowo w Wielkiej Brytanii w tym wariancie zwykle występuje Anglik, Szkot i Irlandczyk.

Do czego wiedza o humorze może przydać się lekarzowi?

Podczas zajęć omawiamy badania naukowe dotyczące humoru i tego, w jaki sposób oddziałuje na organizm, więc taka wiedza może być przydatna. Najwięcej dowodów wskazuje na to, że humor zwiększa tolerancję na ból, a część badań mówi wprost o pozytywnym wpływie żartów na ogólne samopoczucie, co z kolei pomaga w zasadzie przy każdym schorzeniu. Śmiech stymuluje także układ krążenia, oddechowy i rozluźnia mięśnie, więc poza efektem psychicznym wpływa też na naszą fizjologię. Poza poszerzaniem ich wiedzy na ten temat, staram się też dawać studentom pewne narzędzia i sugestie, które mogą im pomóc wdrożyć humor w miejscu pracy i dopasować go do okoliczności. W medycynie humor jest obecny, większość z nas pewnie zna akcje Czerwonych Nosków, którzy adresują swoje działania głównie do dzieci. To jest specyficzny typ humoru, głównie fizyczny i w pewien sposób prosty, ale też bardzo skuteczny. Z resztą wolontariusze Czerwonych Nosków byli u nas opowiadać o swojej pracy, co było bardzo ciekawe.
 

Cały wywiad z dr Marią Kmitą jest dostępny w najnowszym numerze Gazety Uczelnianej

 

Autor: Administrator Administrator Data utworzenia: 16.11.2018 Autor edycji: Administrator Administrator Data edycji: 16.11.2018