Wróć do strony głównej
Aktualności | 19.11.2025

25 lat pasji i brzmienia Chóru Medici Cantantes

Chór Medici Cantantes, związany z Uniwersytetem Medycznym we Wrocławiu, może poszczycić się już 25-letnią tradycją. Zespół, który narodził się z pasji i potrzeby budowania wspólnoty, od ćwierć wieku kontynuuje swoją działalność z niezmiennym zaangażowaniem, pozostając nie tylko uznanym ośrodkiem muzycznym, ale i „drugą rodziną” dla swoich członków.

Większa część historii Chóru Medici Cantantes związana jest z osobą byłej już dyrygentki, a jednocześnie założycielki grupy – Agnieszki Franków-Żelazny, która prowadziła zespół przez pierwsze piętnaście lat jego istnienia. Niemal od samego początku chór zdobywał nagrody w prestiżowych konkursach, co jedynie potwierdzało ogromną potrzebę rozwijania pasji muzycznej i realizowania aspiracji artystycznych nowo utworzonej grupy.

Nowa era chóru

Wśród pierwszych roczników w chórze pojawiła się Magdalena Wojtas – studentka pielęgniarstwa, która, jak wspomina, „przyszła po prostu pośpiewać”. Z czasem aktywność w chórze zyskała dla niej najwyższy priorytet. Poszła za głosem serca, podjęła i ukończyła studia na Akademii Muzycznej, by potem z chórzystki stać się dyrygentką w Chórze Medici Cantantes. Ta zmiana była czymś więcej niż tylko rotacją funkcji. Wraz z Magdaleną Wojtas – dyrygentką, która znała zespół „od środka”, chór wkroczył w nową erę, z roku na rok konsekwentnie podnosząc poprzeczkę artystyczną.

– Magda nigdy nie daje nam odczuć, że jesteśmy amatorami. Mimo, że przecież nikt z nas nie ma wykształcenia muzycznego, nigdy nie usłyszeliśmy od niej, że czegoś nie damy rady zaśpiewać. Niektóre utwory są co najwyżej bardziej wymagające, ale zawsze do nauczenia. I takie podejście pozwala nam osiągać coraz więcej i więcej i bardzo je doceniam – mówi Aleksandra Kisiel, chórzystka Medici Cantantes.

Chór spotyka się regularnie dwa razy w tygodniu po 2,5 godziny. Pięć godzin śpiewu, pracy nad intonacją, brzmieniem, zgraniem – w czasach, gdy wiele zespołów tnie czas prób do niezbędnego minimum, to prawie ekstrawagancja. Przez długie lata funkcjonował nawet zwyczaj trzeciej, dodatkowej próby, organizowanej przez trzy miesiące specjalnie dla nowych osób. To był swoisty „kurs wstępny”: przygotowanie repertuaru, oswojenie z zespołem, a na końcu mały egzamin. Dziś tak bogaty harmonogram prób jest już niemożliwy do zrealizowania. Kiedyś pracujący studenci byli wyjątkiem, dziś prawie wszyscy łączą naukę z etatem albo dyżurami. Trzeci pod rząd zajęty wieczór mógł skutecznie odstraszyć amatorów śpiewu w chórze, więc zespół zdecydował się postawić na jakość dwóch pozostałych prób i elastyczność wobec obciążeń życia studenckiego.

Między sacrum a rozrywką

W minionym ćwierćwieczu zmieniał się też repertuar. Bywały sezony, gdy chór poświęcał się niemal wyłącznie muzyce sakralnej albo – dla kontrastu – rozrywkowej. W końcu koncertuje zarówno na festiwalach, świętach akademickich i wydarzeniach miejskich – a każde z tych miejsc wymaga innego języka muzycznego.

– Obecnie balansujemy między repertuarem „poważnym” a „lżejszym”. Naprzemiennie gramy utwory o bogatej fakturze, wymagające technicznie i intelektualnie oraz muzykę rozrywkową, potrzebną choćby na uroczystościach uniwersyteckich – opowiada Magdalena Wojtas. – Poza tym chórzyści mają swoje osobiste preferencje i staram się, aby każdy znalazł coś dla siebie, co dostarczy mu najwięcej przyjemności z obecności w chórze.

Do tego dochodzi jeszcze jeden wymóg współczesności: obraz.
– W czasach, gdy publiczność przywykła do scrollowania i odbierania mnóstwa natychmiastowych bodźców, samo śpiewanie coraz rzadziej wygrywa konkursy. Dlatego też, trochę z konieczności, a trochę z ciekawości, zaczęliśmy wprowadzać do swoich występów elementy choreografii i ruchu scenicznego – mówi dyrygentka. – Z początku budziło to opór, ale praktyka konkursowa okazała się bezlitosna. Jeśli chce się być na podium, trzeba umieć także „zagrać” utworem. Chórzyści poszli więc za ciosem i zorganizowali sobie lekcje tańca – wspomina.

Gęsty kalendarz występów

Dziś w zespole śpiewa od 40 do 60 osób, z czego około 30 stanowi podstawowy, reprezentacyjny trzon. Szczególne miejsce zajmują w nim absolwenci, którzy z chórem rozstać się nie potrafią. Pracują w szpitalach, przychodniach, laboratoriach, a wieczorami nadal stają na scenie obok studentów. Ta mieszanka doświadczenia i świeżej energii nadaje zespołowi wyjątkowy charakter – to już nie tylko chór studencki, ale społeczność rozciągnięta na całe zawodowe życie.

Na co dzień chór reprezentuje swoją uczelnię i miasto, występując regularnie w takich wydarzeniach, jak Festiwal Barbórkowy Chórów Akademickich, koncerty w Oratorium Marianum czy Auli Leopoldina, Koncert Wiosenny prezentujący repertuar konkursowy, wspólne wykonania „jednego potężnego dzieła” w ramach Święta Nauki w Narodowym Forum Muzyki czy Akademii Muzycznej, festiwale organowe – jak ten w Świdnicy – oraz absolwentówki wydziałów medycznych UMW. Kalendarium jest tak gęste, że okazało się wręcz niepoliczalne. Zwyczajnie zabrakło czasu, a i pamięć najstarszych roczników stopniowo się rozprasza, gdy wchodzą kolejne pokolenia.

Konkursy, podróże i wyjątkowe chwile

W świecie konkursów chór od lat porusza się jak po dobrze znanej mapie, choć każda trasa jest nieco inna. Co lato gdzieś razem wyjeżdżają – najczęściej za granicę – by ćwiczyć i mierzyć się z innymi zespołami.
– Pomijając wygrane, które są zasadniczym celem tych wyjazdów, najwspanialsza jest w nich integracja i czas, który razem spędzamy – mówi Marcelina Otto. – Chwile takie jak wspólne śpiewanie na lotnisku (przy opóźnionym locie) czy spontaniczny koncert w ciasnym barze gdzieś w odległym zakątku świata sprawiają, że ja wiem, że to są moi ludzie i że razem możemy wszystko – dodaje ze łzami wzruszenia.

Szczególne miejsce w sercach chórzystów zajmuje Festiwal Legnica Cantat, jeden z najstarszych i najbardziej prestiżowych w kraju. Podwójne Grand Prix, pierwsze miejsca, nagroda dla najlepszego dyrygenta – jeszcze za czasów poprzedniej prowadzącej – to nie są trofea, które zdobywa się przypadkiem. Zresztą, chórzyści dwukrotnie wracali z Legnicy z pierwszą nagrodą, a laury przywiezione z zagranicy – choć trudno czasem porównać ich rangę – stawiane są w zespole na równi z uznaniem zdobytym w Polsce.

Pandemiczny przełom: Game Music Festival

Były też momenty przełomowe, które do dziś wspomina się z dreszczem emocji. I choć, jak mówią uczestnicy chóru, każdy z nich ma swoje indywidualne przełomy, jednym z najbardziej zapamiętanych momentów w historii chóru był Game Music Festival, który wydarzył się w środku pandemicznej zawieruchy.
– Mieliśmy wtedy próby zdalne i była to istna katorga – śpiewanie do ekranu, opóźnienia w odbiorze, brak wspólnego oddechu. I nagle, trzy dni przed festiwalem, zadzwonił telefon: „chór zawodowy Narodowego Forum Medycznego nie wystąpi z powodu choroby większości składu, czy Chór Medici Cantantes może ich zastąpić?”. W normalnych realiach byłoby to szaleństwo, w covidowej rzeczywistości – szaleństwo było podwójne – wspomina Marlena Telenga, jedna z chórzystek z najdłuższym stażem. – A jednak wszyscy się zebraliśmy w Bibliotece Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu, która udostępniła nam miejsce na czas prób nad nowym materiałem. I po wielu godzinach ćwiczeń w przyłbicach stanęliśmy ostatecznie na scenie NFM wraz z orkiestrą. Koncert oglądało – dzięki transmisji – blisko miliona osób na całym świecie.

Dla chórzystów był to dowód na to, że można z nich wydobyć nieograniczone rezerwy zaangażowania. Bo chór to taka druga rodzina, która nie zawodzi, kiedy jest to naprawdę potrzebne. Większość jego członków mówi o nim dokładnie w ten sam sposób. To nie jest kolejna aktywność do odhaczenia po zajęciach – to miejsce, w którym oddycha się inaczej. I to dosłownie.

Żeby chór brzmiał „jak jeden twór” – jak powtarza dyrygentka – ludzie muszą się znać, lubić, czuć przy sobie bezpiecznie. I tu zaczyna się ta magia, której nie sposób zapisać w nutach.

Przyszłość pełna wyzwań 

Przyszłość chóru kształtują zarówno zewnętrzne trendy, jak i wewnętrzny głód rozwoju. Z jednej strony trzeba nadążać za konkursowym światem, który oczekuje widowiskowości, ruchu, efektu „wow” w kilka sekund. Z drugiej – w zespole co jakiś czas pojawia się zryw, by poszukać nowego, ambitnego konkursu, nawet jeśli wiąże się to z wyprawą do Hiszpanii czy Włoch. Wtedy zaczyna się planowanie, zbieranie środków i rozmaite logistyczne układanki. I za każdym razem okazuje się, że z tej „orkiestry złożonej ze studentów medycyny” da się zbudować zespół funkcjonujący jak świetnie zgrana symfonia.

Można więc powiedzieć, że 25-lecie chóru w obecnej odsłonie to nie tylko jubileusz zespołu artystycznego, ale święto pewnego sposobu bycia razem i wspólnego doświadczania sztuki. I choć pierwotnym spoiwem dla tych ludzi jest medycyna, to kiedy zamykają drzwi do sali prób, stają się częścią jednego organizmu, który żyje wspólnym oddechem, kolejnymi wyzwaniami konkursowymi i, przede wszystkim, poczuciem, że znaleźli tu coś na kształt domu.

***

8 listopada w Kościele św. Augustyna we Wrocławiu odbył się koncert jubileuszowy Chóru Medici Cantantes. 

Koncert składał się z dwóch części, z których każda miała swój niepowtarzalny charakter. Pierwsza – a capella – poprowadzona została przez założycielkę chóru Agnieszkę Franków-Żelazny. Wykonali ją byli chórzyści, którzy przez lata współtworzyli muzyczną rodzinę Medici Cantantes.

Druga część koncertu zabrzmiała przy akompaniamencie organów z udziałem Macieja Batora.  Obecny skład chóru wykonał dzieło Louisa Vierne’a – Messe Solennelle – pod batutą dyrygentki Magdaleny Wojtas.

Na wielki finał wszyscy chórzyści – ci dawni i obecni, tworzący Medici Cantantes od roku 2000 aż po 2025 – połączyli głosy w utworze Gaude Mater Polonia.

fot. Tomasz Walów

Tagi #umw
Autor: Aneta Bawiec Data utworzenia: 19.11.2025 Autor edycji: Aneta Bawiec Data edycji: 19.11.2025